Jak jechać? Samochodem oczywiście…..CPN, tankowano, 1-2-3-4 sandał w podłogę…piątki już nie było….delikatny wysoki ton z silnika i wybuchła panika….ja pitolę…i tak 100 kilometrów. Na parkingu pięknym norweskim okazało się, że spitolił się rozrząd.
Ha, ale nie na tyle żeby dalej nie jechać. 4 godzinne rozbieranie silnika, zakładanie pasków i śrubeczek, miliony ka i cha i po centralnym strzale między oczy jedziemy dalej.
Oczywiście pada dalej.

Po trzecie primo...Należy mieć wielką chęć wspinania…..Patrzymy na ścianę Trolii z oczkami szklistymi – uczulenie na tonic – i poruszamy się leniwie po sześćset metrowej ścianie Stigbotnhornet w jakiś kominach przewieszonych i mokrych.

Wdzieramy się na pik wycieńczeni myślami. Łysy oznajmia, że kominy to jego specjalność i ruchowo się realizuje i ma potem szanse to wykorzystać w życiu prywatnym.
Szczególnie szpagat, dawał mu radość wyzwalając w nim ciężkie wzdychanie. Mi nie dawało to takiej radości…jestem wyższy.
Norweska noc….cmentarz, przy którym śpimy nastroił nas do ruchu. Zresztą duchów się baliśmy i wypuszczaliśmy na nie Gina z butelki. Decyzja o podjęciu ucieczki padła na ścianę Mongenjury. Wybór drogi ucieczki Nichonshyphothetique.
Zaprzyjaźniona nam formacja mokrym kominem raźnie wyprowadza nas 500m nad glebę. Na gigantycznym tarasie wykonujemy serię obrotów wokół siebie. Motamy się po ścianie szukając drogi. Łysy znalazł piękną rysę. Najpiękniejsza jaką szedł – cytuję jego myśli. Niestety rysa się skończyła i trzeba było zjechać.
Ten zjazd spowodował skuteczną wystawkę na strzał. Powoli zbieraliśmy na spocone czoła chłodny deszczk.
Te zjazdy to był strzał w krocze….
Canioning o nazwie Psychophothetique składał się ze zjazdów:
1.Mokrego początki
2.Nie ma gdzie wbić haka.
3.Mokre jaja.
4.Umyte jaja.
5.Kapiące rękawy.
6.Lina nie sięga do ziemi.
6,5. Jak tu zszedłeś?
Po czwarte primo…Należy posiadać plan awaryjny.
Plany mieliśmy i nas z nich spłukało. Ale nie mieliśmy w planie wcześniejszego odwrotu.
Po krótkim szyderstwie ze swoich słabości wróciliśmy do Polski - oczywiście w deszczu.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz